Dzieję się to gdzieś w trakcie pobytu Rose i Dymitra w Baia w "Homecoming".
***
Zwykłe, spokojne przedpołudnie w domu Belikowów, zaskakując wszystkich, przerwał dzwonek do drzwi.
Nie spodziewali się dzisiaj żadnych gości, szczególnie tak wcześnie. Dymitr miał klucze, a miejscowi przeważnie pukali. Kobiety siedzące w salonie wymieniły pytające spojrzenia. Jako znajdująca się wtedy najbliżej drzwi Olena poszła otworzyć.
Ze wszystkich ludzi, nie spodziewała się zobaczyć przed drzwiami, wymyślenie ubranego moroja.
– Oleno – powitał ją radośnie. – Witaj!
– Panie Mazur – odpowiedziała uprzejmie, starając się nie okazać, jak bardzo była zaskoczona jego obecnością.
Każdy, kto pojawiał się w Baia, musiał mieć w tym cel, ale tym razem widząc tego człowieka przed drzwiami, kobieta podejrzewała, że nie był on dobry. Ibrahim Mazur nigdy nie robił nic bez powodu, a jego wizyty w większości przypadków nie zwiastowały nic dobrego.
– Czy w czymś przeszkodziłem?
– Nie – Olena pokręciła głową – właśnie przygotowuję obiad.
W tym samym czasie, w pokoju obok zaciekawiona Wiktoria, która podeszła do okna, by sprawdzić kto przyszedł, nabrała gwałtownie powietrza. Widząc drogi samochód na ich podjeździe, od razu zrozumiała kto ich odwiedził, a gdy usłyszała z korytarza głos mężczyzny mówiącego z charakterystycznym akcentem, zadrżała ze strachu.
W tamtym momencie mogła myśleć tylko o umowie, którą Rose zawarła z nim, żeby wyciągnął ją z rąk Rolana.
Obróciła się do Karoliny, która siedziała na kanapie, kołysząc mała Katię na rękach, ze strachem w oczach. Starsza siostra tylko podkręciła głową, jakby chcąc jej przekazać, żeby nie panikowała.
Stojącą przy drzwiach Olenę również niepokoiła jego wizyta. Szczególnie to, że pojawił się tu znowu, dokładnie wtedy, kiedy Rose, szczególnie że nie widziano go w okolicy od jakiegoś czasu. Ostatnim razem był tu w kwietniu, wtedy kiedy ona i z tego, co wiedziała również z jej powodu. Do tego Wiktoria wyznała któregoś razu, że Rose zawarła z nim jakąś umowę, na mocy której jeden z jego ludzi interweniował podczas jej spotkania z Rolanem – facetem, który był ojcem dziecka Sonii.
Być może Mazur wrócił po spłatę długu. Powinna była zapytać Dimkę, czy wie o tym i ostrzec go, by uważał.
Ibrahim był niebezpiecznym mężczyzną, genialnym negocjatorem i manipulatorem. Zajmował się wieloma brudnymi i podejrzanych sprawami, często bez mrugnięcia okiem łamiąc prawo lub balansując na jego krawędzi. Jednak przede wszystkim – jak sam zwykł o sobie mówić – był biznesmenem i nie robił nic za darmo.
Nie bez powodu nazywano go Zmey.
Kobieta nie pokazała jednak, że jego wizyta ją martwiła.
– Co Pana tu sprowadza? – Zapytała uprzejmie.
– Czy dzieci w domu?
– Nie wszystkie.
– Rosemarie i Belikow?
Ach, Abe oczywiście wiedział, że Dymitr żyje, kobieta zdziwiłaby się, gdy nie. Z jego wszystkimi kontaktami, jakie zapewne miał na całym świecie nie zdziwiłaby się, gdyby był jedną z pierwszych osób, które znały tę informację.
Jednak to pytanie skierowało jej myśli również w innym kierunku. Nie miała pewności i Dymitr też nigdy tego nie przyznał, ale kobieta podejrzewała, że jej syn lata temu zawarł z Abe umowę, która miała utrzymać ich ojca, a jej dawnego partnera – Randala Iwaszkowa – z dla od ich rodziny. Może Abe stwierdził, że najlepiej odebrać dług w momencie, gdy oboje są w jednym miejscu i co najważniejsze – biorą pod uwagę wszystkie niedawne wydarzenia – dopóki oboje żyją.
– Wyszli po zakupy – odpowiedziała ostrożnie. – Czy coś nie tak?
– Ależ nie – moroj odpowiedział wyjątkowo entuzjastycznie z małym uśmiechem na ustach. – Skąd taki pomysł?
Jego oczy błyszczały ciekawością, jakby naprawdę chciał usłyszeć odpowiedź, jednak zanim Olena zdołała ją uformować, on kontynuował:
– Jest jednak pewna informacja, przy której chciałbym, żeby mogła być cała rodzina.
Kobieta podniosła brwi. Zmiana taktyki? Zamiast cichej groźby na uboczu, postanowił zastraszyć całą rodzinę?
– Wejdzie Pan i wypije herbatę, zanim wrócą?
– Myślę, że to nie będzie konieczne – powiedział i obejrzał się na samochód, którym przyjechał. – Mam wrażenie, że zaraz tu będą.
W chwili, gdy to powiedział, dwójka dampirów pojawiła się na drodze prowadzącej do domu Belikowów. Abe odwrócił się na krótko i mrugnął do Oleny. W normalnych, przyjaznych okolicznościach można by potraktować ten gest zwyczajnie, jednak nic co pochodziło od Abe Mazura, nie było ani przyjazne, ani zwyczajne. Każde słowo i każdy gest, służyły tylko dwóm celom – interesom i zastraszaniu. I choć Olena nie przyznałaby tego, ten mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że potrafi to wykorzystywać.
Kobieta podkręciła głową i zamiast obserwować moroja, skupiła uwagę na swoim synu i jego dziewczynie. Gdy zbliżyli się wystarczająco, Abe zwrócił się do Rose.
– Czy nie cieszy cię mój widok, że przewracasz oczami na samo moje wspomnienie?
– Mam nadzieję, że ani facet, który nas śledził, ani ten, który obserwuje nas z samochodu to nie Pavel. Zdążyłam już go polubić, nie każ zmieniać mi zdania, tylko dlatego, że wykorzystujesz go do swoich niedorzecznych planów.
Olena spojrzała z niedowierzaniem na parę, która właśnie do nich dołączyła, a potem na Sonię, która pojawiła się koło niej w drzwiach. Obie kobiety były zaskoczone i zmieszane tą wymianą zdań. Dlaczego Rose zachowywała się tak śmiało i beztrosko w rozmowie z Abe? Dlaczego jej syn po prostu obserwował tę sytuację, bez krzty zaniepokojenia? Dlaczego Abe wydawał się mniej wrogi, ze swoim swobodnym tonem niż jeszcze przed chwilą? Kobiety nie rozumiały tego i w napięciu czekały na wyjaśnienie sytuacji.
Przednie okno samochodu w drzwiach pasażera otworzyło się, zwracając uwagę wszystkich i ukazując Pavela, stukającego z zaangażowaniem w klawisze laptopa.
– Nie bój się, to nie ja – uspokoił dziewczynę, nie odrywając wzroku od ekranu. – Już dawno nauczyłem mówić się "nie" jego szalonym planom.
Spojrzał na nich na chwilę.
- Miło was widzieć.
– I ciebie, Pavel – Dymitr odpowiedział za oboje i kiwnął mu głową.
– Co on znowu kombinuje? – spytała Rose, odnosząc się do ojca i lekko mrużąc oczy.
– Myślę, że tym razem nic szczególnego – Pavel wzruszył ramionami. – Chciał się po prostu zapoznać.
– Słowa Abe i "po prostu" nie współistnieją ze sobą.
– Wiem – mężczyzna uśmiechnął się do niej.
– Czy to już wszystko – wtrącił Abe – czy zamierzacie kontynuować tę rozmowę, jakby nas tu nie było?
– Nas? – Rose odwróciła się w stronę drzwi, w których teraz oprócz Oleny stały obie jej starsze córki, każda ze zmieszaniem i niepokojem wypisanym na twarzy. Zapewne nie miały pojęcia, dlaczego Abe pojawił się tak nagle przed ich domem i czego może chcieć. Wszyscy doskonale wiedzieli, że ten człowiek nie robił nic bez powodu. Dodatkowo jej nonszalanckie przywitanie i rozmowa ze strażnikiem w samochodzie, sprawiały, że sytuacja nie stawała się dla nich ani trochę bardziej oczywista. – Myślę, że głównie chodzi ci o ciebie, Staruszku.
– Do zobaczenia, Rose – odezwał się Pavel, a potem kiwnął głową strażnikowi – Belikow.
Rose uśmiechnęła się do niego, zanim szyba z powrotem się zamknęła.
– Czy możemy już przejść, do tej części spotkania, w której wszystko zaczyna się wyjaśniać? – Domagał się Abe.
– Jedyną osobą, która powinna coś wyjaśnić, jesteś ty Staruszku.
– Czy na pewno?
– Czy mogę, chociaż odłożyć te zakupy, zanim spuścisz na nich tę bombę?
– Proszę – wskazał ręką na drzwi, w których stały kobiety. – I uspokój pannę Wiktorię, która najwyraźniej chowa się w środku. Nie jestem tu z jej powodu.
Rose zatrzymała się w pół kroku i odwróciła do niego.
– Co już zdążyłeś im powiedzieć? – Zapytała z niepokojem i cieniem wyrzutu w słowach.
– Nic. Myślę jednak, że milczenie jest równie wymowne.
Rose jęknęła.
– Ta dziewczyna pewnie umiera tam ze strachu.
Abe uśmiechnął się. To, że ludzie się go bali, zawsze było dla niego niezwykle satysfakcjonujące.
Rose otworzyła usta w niedowierzaniu.
– Nie możesz być poważny, Abe.
Jego uśmiech zniknął, gdy zmrużył na nią oczy i przerodził się bardziej w grymas.
– Teraz brzmiałaś jak twoja matka. Pomijając to, że ona użyłaby pełnego imienia.
To spowodowało, że kąciki ust Rose podniosły się nieznacznie. Oparła rękę na biodrze i spojrzała na niego chytrze.
– Nie wiedziałam, że człowiek taki jak ty może bać się kobiety.
– Myślę, że Belikow, może przyznać mi rację.
Wspomniany mężczyzna podniósł brew.
– Jeśli chodzi o Rose czy jej matkę?
Rose odwróciła się i uśmiechnęła do Dymitra w uznaniu, a on odwzajemnił ten gest z rozbawieniem. Moroj spojrzał między swoją córką, a jej chłopakiem i wymamrotał coś po turecku. Jedynym co wszyscy zrozumieli, było wezwanie Allaha.
– Może jednak przemyślę sprawę panny Belikow – odezwał się po chwili, znów przechodząc na angielski. – Potrzebuję komuś zagrozić, tak dla uspokojenia.
– Dobrze – odezwała się Rose, widząc rosnące zaniepokojenie nawet na twarzy Oleny. – Zanim sytuacja posunie się za daleko i Wiktoria zejdzie w środku, załatwmy tę sprawę.
Damapirka przekazała siatki z powrotem Dymitrowi i zachęciła gestem Abe, by podszedł bliżej drzwi.
- Powodem, dla którego Abe tłukł się aż tutaj, jest, jak mniemam oficjalne przedstawienie.
– Wiemy wszystko o nim i zapewne on wie o nas – mruknęła Sonia. – Nie rozumiem po co, to wszystko.
Abe uśmiechnął się tajemniczo z nutką grozy. To był ten uśmiech, który sprawiał, że jego wrogowie drżeli ze strachu i marzyli tylko o tym, by zejść mu z drogi.
– Mogę zapewnić, że nie wszystko.
Sonia cofnęła się o krok.
Rose pokręciła głową i zgromiła ojca spojrzeniem.
– Nie pogarszaj sytuacji – syknęła do niego.
– Rose? – spytała ostrożne Olena.
– Tak, przepraszam. To nasza wina, że nie dowiedzieliście się wcześniej.
Spojrzała na Dymitra, chcąc upewnić się, że ma kontynuować i po małym zachęcającym uśmiechu z jego strony, zrobiła to.
– Więc w końcu oficjalnie. Abe, Olena Belikow, mama Dymitra.
Kobieta z wahaniem wyciągnęła dłoń, a Abe uścisnął ją dalej się uśmiechając.
– Oleno, Ibrahim Mazur, mój niepoważny ojciec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz