- Rose, nareszcie. Wiesz jak się martwiłem? Najpierw ty prawie rzucasz słuchawką, potem Lissa robi to samo...
- Dymitr. Spokojnie, nic się nie dzieje. - przerwałam mu i opowiedziałam najpierw cała historie z otrzęsinami nowych, a potem z tymi "odwiedzinami" Croft'a.
- Dziwne, że mnie jeszcze nie przesłuchali.
- Wiedzą co chcieli wiedzieć. Nie mam wiarygodnego alibi na te pół godziny, bo Hans sądzi, że i tak byś mnie nie wydał. Więc twoje zeznania nie wniosą raczej nic nowego do sprawy. A tak w ogóle co z Adrianem?
- Poprawiło mu się w ostatnich godzinach. Rozmawiałem też z Danielą, nie będzie wnioskować o szybszy proces. Zgodziła się poczekać aż jej syn się obudzi.
- Łaskawa pani się znalazła. Niech się cieszy, że mnie tam nie ma, bo...
- Hej. Nic nie poradzisz na to, że działasz jak magnes na kłopoty. - westchnął, a ja miałam przed oczami jego cudowny uśmiech.
- Przeznaczenie.
- Obejmuje ono także przepowiednie Yevy. - wiem co sugerował, więc zmieniłam lekko kierunek tej rozmowy.
- Albo jej wymysły z noszeniem cegieł. - rzuciłam, nie zastanawiając się zbytnio nad tym co mówię.
- Co? - spytał Dymitr.
- Nie wspominałam ci tym?
- Jak widać nie, więc śmiało. Chętnie posłucham. - ponaglił mnie Belikov.
- Za pierwszym razem jak byłam w Bai, twoja babcia chciała żebym z nią poszła. Kazała mi wziąć jakieś cholernie ciężkie kartony, które niosłam do Oleny i Marka. Okazało się, że w jeden był napakowany kostką ogrodową. Potem dowiedziałam się, że to był pewnego rodzaju test.
- Co masz przez to na myśli?
- Sprawdzała czy jestem ciebie warta. - powiedziałam bez wahania, co innego Dymitr, bo odpowiedział dopiero po chwili.
- To nie jest całkiem normalne, ale w jej stylu. - miałam dodać coś o staruszce, ale mój wzrok padł na zegar.
- Jasny szlak! Przecież ja rano nie wstanę. - dochodziła właśnie czwarta, a wykłady zaczynają nam się od ósmej.
- Bo tyle gadasz, Rose.
- Moja wina, że się się stęskniłam za tobą Towarzyszu? No no dobra może bardziej za tym cudownym akcentem. - usłyszałam śmiech w słuchawce. Boże...jak ja go uwielbiam...
- Też się bardzo stęskniłem, może jakoś przeżyje te dwa tygodnie.
- Dwa?
- Yhh...Chyba się wygadałem. Lissa chce przyjechać na weekend jak już się wszystko uspokoi.
- I dopiero teraz mi to mówisz?
- Tak wyszło. A teraz zmykaj do łóżka bo rano nie wstaniesz. Kocham cię, Roza.
- Ja ciebie też towarzyszu. Dobranoc.
- Słodkich snów, kochanie.
***
- Au! - otworzyłam lekko oczy. Nade mną stał Josh i Lissa, próbowali ukryć śmiech.
- A wam co tak wesoło? - spytałam zbierając się z podłogi.
- Twoja mina. Jakbyś chciała kogoś zabić. - odpowiedziała moja przyjaciółka.
- Na przykład tego kto zrzucił mnie z łóżka. - spojrzałam przy tym na chłopaka. Ostrzegam, Joshua jeszcze raz i będzie po tobie.
- Skąd wiesz, że to ja?
- Lissa nie posunęła by się do tego.
- Bo się ciebie boi?
- Bo nie jest tak głupia, a poza tym ma za dobre serce.
- Hej ludzie, nie chciałabym wam przeszkadzać, ale za dziesięć minut zaczynamy wykłady. - morojka przerwał naszą wymianę zdań,
- Co?! - porwałam jakieś ubrania z szafki i poleciałam do łazienki. Zanim zamknęłam drzwi usłyszała jeszcze słowa przyjaciółki:
- Żartowałam!
***
- Więc pochodzicie z Filadelfii, macie po osiemnaście lat i znacie się od przedszkola.
- Dokładnie. - okazało się, że Jo ma te same wykłady co my.
- A rodzice?
- Matka pracuje w ochronie, a staruszek jest biznesmenem. - odpowiedziałam. Chłopak poprowadził nas do ostatniego rzędu w sali wykładowej, w której dopiero zbierali się uczniowie.
- A twoi? - zwrócił się do Wasylisy.
- Mają firmę w Filadelfii. - odpowiedziała bez wahania, trzymając się informacji które mamy w papierach i które miałyśmy podawać w razie jakichś pytań. Lissa dostała też fałszywe nazwisko. Nawet o tym na którym uniwersytecie jesteśmy wie tylko kilka osób. Kwestie bezpieczeństwa. Królowa poza dworem jest łatwym celem nie tylko dla strzyg, ale także dla wrogów państwa. - Mało kto wie, kim naprawdę są moi rodzice. Nosze inne nazwisko niż oni. Przynajmniej w liceum mnie się nie czepiali.
- Oczywiście, Anderson. Nie licząc Mii. - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Uprzykrzała wam życie? - spytał Josh wyraźnie zaciekawiony tym tematem.
- Przez jakiś czas. - Dragomirówna próbowała go zbyć, ale ja wolałam ten temat, od wypytywania nas o szczegółowe informacje.
- Ta. Nie odczepiła się nawet jak jej przywaliłam.
- W sensie klepnęłaś ją? - zaczął naśmiewać się Jo.
- Nie lekceważ jej. - rzucił jakiś chłopak mijając nas. Zauważyłam tatuaże na jego szyi i...
- Denis? - odwrócił się na moje słowa z szerokim uśmiechem.
- Cześć, Rose. Wiesz, że nieładnie odchodzić bez pożegnania?
- Bardzo śmieszne. Co ty tu robisz?
- Mazur zaproponował mi załatwienie pewnej sprawy, za niezłą kasę. - puścił mi oczko.
- A prze okazji miałeś mnie sprawdzić.
- To nie było pytanie. Skąd to wiesz? - zaciekawił się.
- Znam Staruszka lepiej niż myślisz. - uśmiechnęłam się chytrze.
- Chwila. Dopiero teraz odkryłem drugie dno tego słowa. - zaczął niepewnie Denis. - Nie chcesz mi powiedzieć, że...
- Abe Mazur jest moim ojcem. - przerwałam mu. Wytrzeszczył oczy, a jego szczęka mało nie uderzyła o podłogę.
- Jesteś Zmey Junior?*
- Coś w ten deseń. - telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz. Abe. Po co on do mnie dzwoni? Odebrałam.
- Tak, Staruszku?
- Powiedz temu idiocie, że jest najgorszym tajnym agentem w dziejach ludzkości.
- Przekaże.
- Miło robić z tobą interesy, Rose. - rozłączył się. Trzy pary oczu wpatrywały się we mnie żądając wyjaśnień.
- Denis, ciebie też ktoś szpieguje.
- Że niby co?
- Mam cię poinformować, że cytuje: "Jesteś najgorszym tajnym agentem w dziejach ludzkości."
- Kurcze muszę was przeprosić. Chyba mam nieźle przerąbane. Rose przekaż ojczulkowi żeby mnie nie mordował. - powiedział Rosjanin i wybiegł z sali. Josh i Lissa dalej wpatrywali się we mnie
- No to teraz nam pięknie wszystko wyjaśnisz.
------------------
* W tłumaczeniu oficjalnym jest "Żmija Juniorka", w nieoficjalnym (pdf) "Zmey Junior". Osobiście wole drugą wersje.
Komy mile widziane!
Autorka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zapoznanie
Dzieję się to gdzieś w trakcie pobytu Rose i Dymitra w Baia w "Homecoming". *** Zwykłe, spokojne przedpołudnie w domu Beliko...
-
- To na pewno dobry pomysł? - siedzieliśmy w gabinecie królowej, czekając aż samolot będzie gotowy do startu. - Christian gadasz o tym od g...
-
Przekręciłam się na lewy bok, wdychając przyjemny zapach poduszki. Otworzyłam delikatnie jedno oko. Światło słoneczne przebijało się przez r...
Od razu bedzie sie lepiej spalo. Jak zwykle fantastyczna czesc.Abe jest moim ulubiencem... Oczywiscie zaraz za Dymitrem :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze lepsze niż ostatnie. Wielbie cię!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Czekam na kolejne. ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Czekam na kolejne. Masz prawdziwy talent ;) ;) ;) ;)
OdpowiedzUsuńBoskie!!! Chce więcej! Szybko.
OdpowiedzUsuńPS a w miedzy czasie zapraszam tu
http://hathaway-bielikov.blogspot.com
PPS Pamiętaj. Czekam!
Dziś znalazłam tego bloga i już go kocham *__* rozdział super czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńbloga czytam od niedawna a już mi się podoba !
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie !
http://kontynuacjaav.blog.onet.pl/