Adrian
Wasylisa do spotkania tego chłopaka była jakąś nieobecna, ale dotrzymywała nam kroku więc odłożyłem tą sprawę na później. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie.
- Młody zwolnij trochę. Czy ja się nazywam Usain Bolt?
- Patrząc z punktu widzenia...
- Zamknij się. - przerwałem mu. Nie zamierzałem słuchać wywodów jakiegoś mądrali, a on nie zamierzał słuchać mnie.
- Czemu nie chcesz mnie wysłuchać? Masz się... - tym razem sam przerwał i nie dodał nic puki nie doszliśmy do celu. Jego następne słowa były całkowicie słuszne. - Szlak. - pociągnął ponownie za klamkę. - Zamknięte.
- Kto ma klucze?
- Woźny.
- To leć do niego. Na co czekasz?
- Ale on mnie nie lubi.
- To znajdź kogoś innego! - łomot dochodzący z sali sprawił, że brunet ruszył się z miejsca.
- Rose? - królowa zaczęła dobijać się do drzwi. Nie byłem optymistycznie do tego nastawiony, ale nie pozostało nam nic więcej. Oczywiście nie przyniosło to żadnego efektu. Dało się jedynie słyszeć odgłosy walki i rozwalanych krzeseł. Albo ławek. Nieważne, w każdym razie było to coś drewnianego. Nie dam sobie ręki uciąć, ale kilka razy ktoś chyba wzywał pomocy. Wreszcie po czasie który wydawał się wiecznością, przyszedł jakiś napakowany gość z kluczami.
- Wyjaśnijcie mi o co tu chodzi. Szeregowy Vit nic mi nie powiedział, kazał tylko się śpieszyć. - ton nie znoszący sprzeciwu, wzrok "nie podskakuj" i czoło do góry. Na bank wojskowy.
- Dwoje ludzi usiłuje się tam zabić. - wypowiadając te słowa, nie wiedziałem jak blisko byłem prawdy. Rose traktował tego dhampira jak worek treningowy. Rzucała nim po całej sali i okładał bez żadnych skrupułów. Nim ktokolwiek z nas zdążył zareagować podbiegła do Lissy i przywaliła jej z pięści w twarz. Królowa odleciała do tyłu na kilka metrów, a ja mogłem tylko stać i się gapić. Pan Wojskowy od razu rzucił się by obezwładnić Hathaway i o dziwo po kilku minutach udało mu się. Jedynym sensownym wytłumaczeniem było zmęczenie Hathaway i działalność ducha. Jej aura była czarna. Bez żadnego przebłysku jasności czy kolorów. Jedynie blada szara obwódka odróżniała ją od aur strzyg. Było źle. Nawet bardzo. Wrogowie jednoczą się i przybierają na sile. Jeśli nie zaczniemy działać jak najszybciej...
- Po ponownym przeszukaniu twojej głowy widzę, że nie zmieniłeś zdania. Dalej stawiasz ją ponad wszystko. - Zanim zdążyłem cokolwiek pomyśleć jego już nie było. Jakim cudem on ma wstęp do mojej głowy?
Dymitr
- Dobrze ci dzisiaj poszło. - Christian oparł się nonszalancko o fotel. - Nie wiedziałem, że umiesz tak dobrze grać w golfa. Co ja gadam? W ogóle nie podejrzewałem, że wiesz jak używać kija.
- Mam wiele talentów.
- Którymi się nie chwalisz, a powinieneś. Gdyby nie przysięga mógłbyś być... - przerwał na chwile szukając odpowiedniego słowa. - Prawdopodobnie poradził byś sobie w każdym zawodzie. Od sportowca, aż do jakiegoś milionera. Mógłbyś mieć w życiu wszystko.
- Już nam wszystko. Rodzinę, wspaniałą kobietę przy boku, przyjaciół i prace dzięki której umiem ich chronić. Nie potrzebuje złotych zegarków za miliony dolarów. Od zawsze wychodziło mi to na dobre i zamierzam się tego trzymać. Żyć trzeba tu i teraz. Cieszyć się tym co się ma, a nie tracić całego życia na uganianie się za pozornym szczęściem. Pieniądze zawsze obrócą się przeciwko nam.
- Wiesz co? Rose miała racje, co do tych twoich lekcji Zen. - to wołało mój uśmiech.
- Kto cie tego wszystkiego nauczył?
- Życie. Zobaczysz za parę lat będziesz robił takie przemowy swoim dzieciom.
- Ale to za parę lat. Na razie chce jeszcze poszaleć.
- W klubach golfowych?
- Ohohoho. Strażniku Belikov z pana ust to rzadkość. - Moroj zaczął coś mówić, ale zagłuszyło go pukanie do drzwi.
- Proszę. - odezwał się tym razem głośniej. Do pomieszczenia wszedł Carl. Szczerze to myślałam, że ma wolne skoro królowa studiuje. Skinął głową Christianowi.
- Strażniku Belikov, jest pan proszony do biura strażnika Croft'a. Wspominał, że to pilne.
- Dziękuje bardzo. Idziesz? - zwróciłem się do Ozery.
- Jasne. - wyszczerzył się. - W moim napiętym grafiku, zawsze znajdzie się czas, żeby posłuchać o kolejnym wybryku Hathaway.
Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Na miejscu okazało się, że nie chodziło o Rose, a o mnie. Dzwoniła Karolina, co było dziwne, bo w Bai znają mój grafik, a poza tym mam przecież komórkę.
- Halo?
- Dymitr. Boże, jak dobrze. - mówiła trochę przez nos, jakby płakała.
- Co się stało?
- Mama nie wróciła do domu. Wyszła do sklepu i nie wróciła.
- Kiedy to było?
- Wczoraj wieczorem.
- Gdzie jesteś?
- W mieście. Od rana z Markiem jej szukamy. Sonia została w domu z dziećmi. Wiktorii na razie nic nie mówiłam.
- I dobrze, niech zostanie tam, gdzie jest bezpieczna. A ty wróć do domu zanim się ściemni.
- Nie jestem małym dzieckiem. - zaczęła oburzona.
- Ale masz małe dzieci, przy których musisz być gdyby coś się stało. Będę jutro wieczorem. Informuj mnie na bieżąco.
- Oczywiście... - rozłączyłem się.
- O co chodziło? - spytał zaciekawiony Christian.
- Sprawy się pokomplikowały. Potrzebuje kilka dni wolnego.
- Bierz ile chcesz, ale pod warunkiem, że mi później wszystko wyjaśnisz. Z Hansem wszystko załatwię. - uprzedził moje kolejne słowa.
- Dziękuje. - po pół godzinie wyjeżdżałem już z dworu. Okazało się, że jedyny samolot do Rosji wylatuje z Filadelfii o wpół do jedenastej w nocy.
Każdy z nas już niejedno przeszedł w życiu, a mimo tego kłopoty lgną do nas drzwiami i oknami. Mam nadzieje, że przynajmniej na studiach nie mają większych problemów niż praca domowa.
------------------
Mam nadzieje, że chociaż trochę się wyjaśniło. :D
Jak zwykle proszę o komentarze! :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zapoznanie
Dzieję się to gdzieś w trakcie pobytu Rose i Dymitra w Baia w "Homecoming". *** Zwykłe, spokojne przedpołudnie w domu Beliko...
-
- To na pewno dobry pomysł? - siedzieliśmy w gabinecie królowej, czekając aż samolot będzie gotowy do startu. - Christian gadasz o tym od g...
-
- No do cholery jasnej! - krzyknęła Tasza. - Od kiedy to dampiry stoją wyżej od nas w hierarchii! Christian. - złożyła ręce w proszącym geśc...
No bez żartów!!! Najpierw Rose komplikujesz życie, teraz jeszcze Dymitrowi?
OdpowiedzUsuńKiedy Romitri znów będzie razem? Tak bardzo za nimi tęsknie.
Świetny rozdział.
PS. Uwielbiam wracać do twojej historii zatytułowanej "Anioł" pierwsze kilka razy normalnie płakałam. To jest świetne, zresztą jak cały blog. Tylko szkoda, że rozdziały są rzadko. Ale jakoś z tym żyje.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Jakby ci to ładnie powiedzieć... Będą musieli jeszcze trochę przejść żeby się zobaczyć, a jak do tego dojdzie... to też łatwo nie będzie.
OdpowiedzUsuńCo do Anioła to też ostatnio płakałam, co chyba nie jest zbyt logicznie, że odczuwa się takie emocje czytają swoje dzieło.
I tak w ogóle to dziękuję za taki cudny komentarz. :D
Zajebisty blog ! ;) Dzisiaj w szkole nudziłam się i szukałam na necie bloga o AV i jak znalazłam twój to normalnie nie mogę się oderwać od niego ! :D Co chwile sprawdzam czy może przypadkiem nie dodałaś rozdziału ! ;) Proszeeeeeeeeeeeeee !! Wstawiaj częściej rozdziały ! :D Gorąco pozdrawiam i już nie mogę się doczekać na dalsze części ! ;*
OdpowiedzUsuńOh, rozdzielasz Romitri? Musisz być potworem bez serca :D a tak serio, kolejna świetna notka. Nie mogę się oderwać od czytania ^^
OdpowiedzUsuń